Niedawno powtórnie wpadła mi w ręce pasjonująca książka poświęcona faworytom i żonom francuskich królów. Jej autorką jest Benedetta Craveri, wykładowczyni literatury francuskiej na Uniwersytecie w Neapolu, pochodząca z rodziny o dużych tradycjach literackich, naukowych i politycznych.
Publikację otwiera esej zatytułowany „Władza kobiet” (równobrzmiący
z podtytułem), w którym Craveri dowodzi, że w okresie średniowiecza (do 1316 r.) pozycja kobiet we Francji była silniejsza niż w czasie renesansu. Podaje różne przykłady, w tym Anny Bretońskiej. Następnie przedstawia kilkanaście literackich portretów najważniejszych pań we Francji od XVI do XVIII wieku.
Zaczyna od swojej rodaczki, Katarzyny Medycejskiej. Czternastoletnia „mała księżniczka” została żoną drugiego syna króla Franciszka I – Henryka. Nie miałaby szans na poślubienie delfina! Ale niespodziewanie delfin umiera. Przed „kopciuszkiem florenckim” otwiera się droga do korony.
Jednak sytuacja florentynki nie była łatwa. Henryk miał piękną i wpływową kochankę Dianę de Poitiers. Paradoksalnie jednak rywalki do serca króla wspierały się. Zaskakujący dla mnie był związek Henryka z kobietą starszą od niego o 19 lat (co prawda takie zdarzenia mają też miejsce i we Francji współczesnej). A jak to się zaczęło? Dwaj małoletni synowie Franciszka I – Franciszek (8 lat) i Henryk (7 lat) udawali się na cztery lata do Hiszpanii jako zakładnicy. Dwór zwracał uwagę na delfina. Wiadomo, ważniejszy. Diana zauważyła smutek siedmiolatka, przytuliła go i pocałowała w czoło… Henryk II pozostał wierny tej miłości do końca życia.
Benedetta Craveri rysuje też portrety żon i kochanek Henryka IV (pierwszego Burbona na francuskim tronie), Ludwika XIV, jego prawnuka Ludwika XV (żoną tegoż była Polka – Maria Leszczyńska). Ostatnią bohaterką książki jest „królowa męczennica”, zgilotynowana podczas wielkiej rewolucji francuskiej, która odważnie szła na szafot – Maria Antonina, żona Ludwika XVI.
Publikację wieńczy porządny aparat naukowy: bibliografia, przypisy, indeks nazwisk. Nie powinno to przestraszyć czytelnika, bo książkę czyta się jak powieść. Zdecydowanie potwierdzam opinię krytyka New York Times’a, że pisarstwo Benedetty Cravieri to „subtelność powieściopisarza i precyzja uczonego”!
Należy też docenić tłumacza, profesora Piotra Salwę, dyrektora Stacji Naukowej PAN w Rzymie.
Zapraszam do frapującej lektury podczas zimowych wieczorów!
Jolanta Przybylska